wtorek, 26 lutego 2013

Ciekawość to pierwszy stopień do piekła...

Jak było? No jak? w poniedziałek padła seria pytań na temat weekendowego szkolenia. Aaaa, co wam będziemy mówić, nie będziemy was nastawiać, poza tym będziecie mieć innych trenerów, więc u was i tak będzie inaczej - tymi słowy zbywałyśmy ciekawskie koleżanki...Jedna - Germania - zbyć się tak łatwo nie dała: no ale jak, jak??? Nie powiem, trochę irytujące to było. Na szczęście, gdzie diabeł nie może, tam Agę pośle. Ta z poważną miną zaczęła: " wiesz, zrobili nam takie ćwiczenie integracyjne, w sumie to dziwne trochę (tu mina troszkę mniej poważną się stała, ale niezrażona niczym prawiła dalej), kazali nam przykleić na piersiach samoprzylepne karteczki i się nimi stykać z sąsiadami, takie miziu miziu, ci mówię... Leżąc ze śmiechu pod ławką, nie byłam w stanie dostrzec miny Germanii, ale coś mi się wydaje, że nie może się doczekać szkolenia...

piątek, 22 lutego 2013

Zatrzymać te emocje...

Dzisiaj rozpoczęłam szkolenie z zakresu kompetencji społecznych. I pomimo zmęczenia siadłam by opisać to co przeżyłam. Dlaczego? Otóż działy się tam rzeczy, o których nie śniło się filologom...Pani trenerka z pewnej szacownej instytucji szkolącej nauczycieli zrobiła na mnie tak duże wrażenie, że muszę się czym prędzej podzielić refleksją. Ja rozumiem, że psychologia w pracy z grupą ważna jest. Ale kiedy polecono nam złapać się za ręce, określić jakiś cel, umieścić go w przestrzeni, a potem osiągnąć ...tak, zaczęłam nabierać podejrzeń. Chociaż powinno było stać się to już wcześniej, gdy mówiąc o sobie owijaliśmy się włóczką (być może pora zimowa zachęciła panią trenerkę do zadania w klimacie robótek ręcznych). Poziom irytacji narastał w niepokojącym tempie i osiągnął apogeum, gdy kazano nam zawiesić pytanie w czasoprzestrzeni (oczywiście metaforycznie) by jutro do niego powrócić. Kilkakrotnie powtarzana formułka: "Zróbmy zdjęcie tej chwili, zatrzymajmy te emocje"z konspiracyjnym klikaniem palcami imitującym dźwięk aparatu to wisienka na torcie absurdu.
Dotychczas moją idolką była Grażyna Dobroń, która swego czasu w Trójce zachęcała do otworzenia drzwi do swego serca wewnętrzną klamką, ale od dzisiaj ma silną konkurencję. Jutro ciąg dalszy...

czwartek, 21 lutego 2013

Zasłużone brawa...

Powrót do szkoły okazał się dość bolesny, w sensie każdego dnia po pracy głowa pęka. Dzisiaj umówiłam się z uczniami na poprawy rożnego rodzaju sprawdzianów, zaliczeń, itp. Jakież było moje zdziwienie kiedy przed drzwiami czekał na mnie tłum...no dobrze, nie było wielkie, bo mam świadomość ile jedynek postawiłam. Kiedy jednak na mój widok rozległy się gromkie brawa, nie powiem, trochę zaskoczona byłam. Połowę straceńców musiałam odesłać z kwitkiem, bo się w sali nie zmieścili. Jest zatem szansa na kolejne owacje...

niedziela, 17 lutego 2013

Jak karierę w mediach zrobić chciałam...

Ostatni tydzień minął pod znakiem podróży dziennikarskiej. W dziennikarzy bawili się uczniowie, gdy "przypadkiem" pojawiałam się w kadrze słyszałam tylko: Sorka się przesunie, w kadr wlazła! Nici zatem
z mojej kariery medialnej, ale może z dzieci coś wyrośnie? "Sorka" to zawołanie grupy lubelskiej, początkowo irytowało, ale przywykłam, a nawet stwierdziłam, że to urocze.
Oprócz trudnych zadań operatorsko - dziennikarskich zażywaliśmy również przyjemności: wizyta w Centrum Nauki Kopernik, Radiowej (ukochanej od wielu lat) Trójce oraz na Stadionie Narodowym. W tym ostatnim miejscu uprawiałam tzw. turystykę krzesełkową. A mianowicie siadałam wszędzie tam, gdzie tylko to możliwe: ławka rezerwowych, trybuny, sala vip, toaletę sobie odpuściłam. Widok dwunastu wanien z hydromasażem pobudził moją wyobraźnię i wciąż szukam odpowiedzi na pytanie: skoro zawodników jest jedenastu to dla kogo dwunasta???
Konstancin urzekł ciszą spokojem, uczniowie zaangażowaniem i niekończącą się energią. Obraz sielanki psuje tylko świadomość jutrzejszego powrotu do pracy...ale może nie będzie tak źle???

niedziela, 10 lutego 2013

Na plaży słońce praży...

Ech, gdybyż tak można zaczarować rzeczywistość i wiosnę siłą woli przywołać...A tymczasem...stało się, ferie dobiegły końca i, jak każdy szanujący się nauczyciel, mogłabym zainicjować litanię: że znowu do pracy, rutyna, hałas i niekończące się sprawdzanie klasówek i wypracowań. Mogłabym, ale...jutro ruszam
w podróż dziennikarską. Gdy pojawiła się jej koncepcja, miałam cichą nadzieję, że to będzie Egipt, Tajlandia, czy inne Karaiby. Plaża, drinki z parasolką...Wyszedł Konstancin Jeziorna - też pięknie. Zapowiada się ciekawie, uczniowie powinni być zadowoleni, a ich radość jest przecież moją radością
(czy jakoś tak mówili na zajęciach poświęconych pięknej sztuce nauczania...)
Ahoj przygodo!!!

piątek, 8 lutego 2013

Panie premierze! Gdzie tańczyć???

Czas ferii mija nieubłaganie, podobnie jak czas karnawału. Trzeba by to jakoś uczcić, domknąć...i tu pojawia się odwieczny nauczycielski dylemat: gdzie pójść, by ucznia nie spotkać. Moje doświadczenie pokazuje, że znalezienie takiego miejsca nie jest łatwym zadaniem. Nauczycielka B. stwierdziła kiedyś,
że jedną z możliwości jest korzystanie z klubów, w których trzeba płacić za wstęp. Na razie działa;) Ale
w koszta dodatkowe wpędza. Czas najwyższy zreformować oświatę i pomyśleć o wprowadzeniu jakiegoś specjalnego funduszu na ten cel...

poniedziałek, 4 lutego 2013

Ucieczka w inną gębę...

Gębę belfra chwilowo odwiesiłam na połke, przyczyna tkwi w organizacji roku szkolnego, który właśnie teraz przewiduje przerwę semestralną. Jako, że społeczność nauczycielska nad wyraz spolegliwa jest, zatem i ja pogodziłam się z wyrokiem losu i odpoczywam dzielnie. A że przed gębą nie ma ucieczki, jak tylko w inną gębę, przywdziałam gębę dziecięcia i w rodzinnym domu zagościłam na dni parę. A tu...sielanka, idylla, bo...uczniów brak. Tzn.są, ale nie moi...
Jedynym minusem jest nieumiejetnosc odnalezienia polskich znaków na zdobycznym sprzęcie, co drażni me serce polonistyczne...
*serce polonistyczne uleczone, poprawki wprowadzone;)